Janusz Nabrdalik przyszedł na świat 20 kwietnia 1949 roku w położonym w sercu Zagłębia Dąbrowskiego Sosnowcu. Był utalentowanym wspinaczem skałkowym, a także taternikiem, alpinistą i grotołazem. Z zawodu, Nabrdal – taki bowiem przydomek zyskał w środowisku wspinaczkowym – był stolarzem, a swoje umiejętności manualne wykorzystał później, jako projektant i producent sprzętu wspinaczkowego.
W latach młodzieńczych Janusz uprawiał lekkoatletykę. Reprezentował takie kluby sportowe, jak Zagłębie Sosnowiec czy KS Włókniarz Sosnowiec. Kochał aktywność fizyczną, co w efekcie zaprowadziło go dalej, w kierunku miłości jego życia, którą stało się wspinanie.
W roku 1976, w wieku 27 lat, Janusz zainteresował się działalnością jaskiniową. Zdecydował się wstąpić w szeregi Klubu Speleologicznego Aven. Jednak jego podziemna przygoda nie potrwała zbyt długo. Już rok później postanowił zająć się wspinaczką powierzchniową. Wtedy też dołączył do Klubu Wysokogórskiego w Katowicach i właśnie tam poznał ludzi, z którymi w przyszłości miał wyruszyć w Tatry, a dalej w najwyższe góry świata – Himalaje.
Janusz intensywnie wspinał się w skałach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie wytyczył drogi, z których kilka nazwano później jego imieniem. Wspinał się również w skałach Szwajcarii Saksońskiej, w Tatrach, Dolomitach, które były jego ukochaną areną do uprawiania wspinaczki, a także w innych rejonach Alp oraz w górach Szkocji. Nabrdal regularnie startował też w zawodach wspinaczkowych, w których odnosił niemałe sukcesy.
Nadszedł moment, w którym Janusz zainteresował się działalnością wysokogórską. Niedługo później wyruszył na wyprawę organizowaną pod kierownictwem Janusza Majera, której celem były himalajskie Ganesh II i Ganesh IV (1983). Jednak najważniejszą była dla Janusza wyprawa, na którą pojechał razem z Jerzym Kukuczką, Ryszardem Pawłowskim, Krzysztofem Wielickim i Mirosławem „Falco” Dąsalem. To była I Śląska Wyprawa w Himalaje (1985), której celem było zdobycie legendarnej, południowej ściany Lhotse. Tą wyprawą również kierował Janusz Majer.
Janusz w środowisku kojarzony był głównie, jako wspinacz skałkowy. Pamiętam dobrze tamten czas, jak bardzo Januszowi zależało na tym, by z nami pojechać. Wiedziałem, że jest na tyle utalentowanym i przygotowanym wspinaczem, by wyruszyć w Himalaje. W tamtych czasach do udziału w tego rodzaju wyprawie wymagana była jednak karta taternika. I tak się niefortunnie złożyło, że Janusz owej nie posiadał. Bardzo nie spodobało się to Walkowi Nendzy …i Janusz musiał zdać na pierwszy stopień taternicki. By pojechać na wyprawę, pracował z nami na kominach. Sprzedał też w tym celu swoją ukochaną Syrenę. Ale takie to były czasy. Każdy wyjazd w góry wysokie wymagał często niemałych poświęceń – wspomina Janusz Majer.
Już wyprawa na Ganesh pokazała Januszowi, czym są góry wysokie. Podczas wyprawy zginął Andrzej Hartman, a w ścianie został Rysiek Pawłowski, któremu trzeba było pomóc w zejściu. Wtedy zobaczyłem, że Janusz ciężko pracował, by ratować kolegę. Dwa lata później, na Lhotse wspinałem się razem z Januszem. Stąd też mam go uwiecznionego na zdjęciach z akcji górskiej. Wiedziałem już wtedy, że Nabrdal to dobry partner w górach – dodaje.
W roku 1991 Janusz powołał do istnienia Lhotse, firmę produkcją sprzęt wspinaczkowy i alpinistyczny. Dzięki zdobytemu w górach doświadczeniu, możliwe było wprowadzanie akcesoriów polskiej produkcji nie tylko na rynek krajowy, ale i zagraniczny. Początkowo, Nabrdalik czerpał wzory z produkcji zachodnich, ale z czasem to jego uprzęże były eksportowane m.in. do Niemiec, Holandii, Bułgarii, na Węgry, czy nawet do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Atrakcyjność marki od samego początku polegała na wykorzystywaniu w procesie produkcji atestowanych materiałów najwyższej klasy, przy jednoczesnym zachowaniu przystępnej ceny na rynku detalicznym.
W latach, kiedy się wspinaliśmy, były kłopoty z zakupieniem dobrego sprzętu. Ten, który był dostępny, często kosztował majątek. Najpierw produkowałem na własne potrzeby, potem dla znajomych. Pierwszy mój warsztat mieścił się w kuchni. Kupiłem półprzemysłową maszynę …i tak się zaczęło. Z czasem wszystko sformalizowałem – opowiadał Nabrdal.
To właśnie na cześć wyprawy na Lhotse Janusz nadał taką, a nie inną nazwę swojej firmie. Jak sam później wspominał, była to dla niego najważniejsza wyprawa w życiu, ale i bardzo cenne doświadczenie, jakie zdobył w górach.
Wyprawa należała do tych najdłuższych, ale panowała na niej niesamowita atmosfera, jaką mogą stworzyć tylko ludzie doskonale się znający. Była to też wyprawa najsilniej ucząca pokory wobec gór – wspominał po latach Janusz.
Nabrdal nie próżnował. Każdy moment wolny od pracy był dla niego dobry, by jechać się wspinać z przyjaciółmi. Wspierał sprzętowo i merytorycznie wielu młodych, utalentowanych wspinaczy. W środowisku wspinaczkowym był wręcz uwielbiany. Zawsze ciepły, zawsze otwarty, zawsze uśmiechnięty żartowniś. Tak właśnie wspominają go dziś przyjaciele. Niestety nadeszła choroba, z którą Januszowi nie udało się wygrać. Odszedł 23 listopada 2012 roku, w wieku 63 lat pozostawiając po sobie piękną historię.